|
Koncert Quiet Music
Ensemble z Cork
Koncert QME z Cork, bardzo interesującego zespołu z Cork, był
nie tylko elementem 45 edycji Poznańskiej Wiosny Muzycznej, ale i częścią imprez
związanych z Dniem Św. Patryka 2016, które organizowała Fundacja. Koncert QME został wsparty finansowo przez FKI. Poniżej
zamieszczamy interesujące recenzje, które, mamy nadzieję, przybliżą twórczość
QME i zachęca do poznania tej ciekawej grupy. „Następnie
wystąpił irlandzki Quiet Music Ensemble, prezentując bardzo ciekawy program oraz
przyjazne podejście. Założyciel zespołu, John Godfrey, zaczął od wyluzowanej,
ale nie wdzięczącej się zapowiedzi i od razu wykreował przyjemną atmosferę (co
za różnica w porównaniu z poprzednim dniem w filharmonii). Potem wygaszono
światła, a ciemność ta okazała się idealnym środowiskiem dla night leaves
breathing Davida Toopa. Po pierwsze, jakie to odświeżające usłyszeć jego utwór
na festiwalu muzyki współczesnej! Po drugie, ta zamówiona przez QME kompozycja z
jednej strony stanowi świetne wprowadzenie do repertuaru zespołu, ale z drugiej
– jest na cicha, że mogła zostać odrzucona przez odbiorców. Na szczęście
zbudowała otwartą, gościnną przestrzeń, w której znalazło się miejsce również na
dźwięki wydawane przez publiczność. Zanim Macieja Jabłońskiego mocno się
odznaczyło współgraniem puzonu i kosmicznie gwiżdżącej elektroniki. W hand
tinted Godfrey interesująco zestawił nagrania terenowe i instrumenty akustyczne.
Z podobnym skupieniem, udzielającym się także słuchaczom, wykonawcy zagrali
in’ei Martina Iddona. Tytuł utworu oznacza „pochwałę cieni”, a dźwięki swoim
przygaszeniem, wycofaniem, rozmazywaniem kojarzyły mi się z twórczością Jakoba
Ullmanna. Na zakończenie coś z zupełnie innej beczki – kompozycja Jennifer
Walshe Dordán, w której oprócz muzyki swoją rolę odgrywały też wideo i elementy
teatralne. Te ostatnie na szczęście nie zdominowały dźwięków, lecz zostały
sensownie wplecione w całość. Rzecz jest nietypowa nie tylko w formie, ale i w
treści, bo opowiada (obrazami) historię dwóch fikcyjnych irlandzkich artystów:
jeden w latach 50. stworzył minimalizm muzyczny w oparciu o drony, a drugi
zakopywał kasety ze swoimi nagraniami, żeby nadać im specyficzne brzmienie. Te
koncepty są pyszne i wobec gęstej chwilami narracji muzyka nieraz schodzi na
drugi plan. Jednak w zakończeniu to dźwięk obejmuje i ogarnia wszystkie wątki i
w efekcie, choć około połowy utwór mi się dłużył, to na koniec miałem wrażenie
dobrze spędzonego czasu w towarzystwie intrygujących postaci. Tak, jak podczas
całego występu QME, który okazał się jednym z najlepszych momentów tej Wiosny.”
Tkacz Piotr, Poznańska Wiosna Muzyczna 2016, Glissando Aktualności, 7
kwietnia 2016,
http://www.glissando.pl/aktualnosci/poznanska-wiosna-muzyczna-2016/
„Jak inaczej może wyglądać prowadzenie koncertu można się było przekonać
następnego dnia, kiedy to w doskonałym programie zaprezentował się Quiet Music
Ensemble z Irlandii. Utwory zapowiadał John Godfrey, gitarzysta i kierownik
artystyczny zespołu, i w trzech zdaniach, jakie każdemu z dzieł poświęcił, było
miejsce i na zupełnie ujmujący dowcip, i komentarz stricte muzyczny. Były to w
większości utwory posilające się jakimś pozamuzycznym konceptem, znajomość
którego mogła nasz odsłuch wzbogacić – tak jak w przypadku „night leaves
breathing” Davida Toopa na kwintet i elektronikę, zmierzającego do oddania
akustycznej mapy pozornie uśpionego domu. Jak dobrze wiemy, podczas bezsennych
nocy dochodzą naszych uszu całe chmary drobniutkich dźwięków, przez ciszę późnej
pory dodatkowo spotęgowanych. Dwadzieścia minut skrzypnięć, cichych stukotów i
odgłosów osypującego się gdzieś tynku okazało się w zaciemnionej Auli Novej
naprawdę dużą przyjemnością, podobnie zresztą jak „hand tinted” Godfreya, który
zabrzmiał niedługo potem. Fotografia „z epoki” zyskuje nieraz dodatkowy
emocjonalny wyraz dzięki jej podkolorowaniu, dlaczego więc nie zrobić czegoś
podobnego w muzyce? Rolę „fotografii” odgrywał w tym przypadku field recording z
jakiejś wietnamskiej wioski, „kolorem” był delikatny instrumentalny podkład.
Efekt był naprawdę niesamowity: okazało się, że bardzo niewiele trzeba, żeby
cykania owadów, odgłosy przejeżdżających od czasu do czasu motocykli i dalekie
nawoływania małp brzmiały, hm, jak na godzinę przed Sądem Ostatecznym.
Wątek poszukiwań na granicy słyszalności kontynuował zagrany po przerwie „in’ei”
Martina Iddona, za to „Dordán” Jennifer Walshe był cichych utworów kompletnym
przeciwieństwem, półgodzinnym „teatrem instrumentalnym” (czy ktoś jeszcze
szanuje ten zwrot?) służącym za ilustrację do wyświetlanego nad głowami muzyków
mock-dokumentu o irlandzkim protoplaście amerykańskich minimalistów. Brzmi to
dość zawile i w istocie w wielowątkowej historii cały czas się gubiłem, w niczym
jednak nie odbierało mi to przyjemności z tego dziwacznego dzieła, będącego po
prostu state of the art, jeśli chodzi o ogrywanie narodowych mitów w sposób
strawny dla współczesnego widza (słuchacza). Ludowy taniec irlandzki, Wielka
Emigracja, „rytualne pojedynki na rozstajach dróg”, plastry torfu jak u Heaneya
wycinane prosto z bagna i ładowane na taczki – wszystko to zmieszane było i w
śmieszny, i w niepokojący momentami koktajl, nieco na wzór zabiegów, jakim
poddaje imaginarium kanadyjskie Guy Maddin. Czy doczekamy się czegoś podobnego u
nas i o nas?”
Wawrzyńczyk Rafał, Trzymajmy kciuki za Wiosnę, nr 182/2016 ,
http://www.dwutygodnik.com/artykul/6478-trzymajmy-kciuki-za-wiosne.html
„Irlandczycy z Quiet Music Ensemble okazali się zresztą bardzo towarzyscy, a
prowadzący koncert jednocześnie swobodnie i rzeczowo lider zespołu, John
Godfrey, kilkukrotnie sugerował chęć wyjścia na wspólne piwo ze słuchaczami.
Nadrzędną ideą zespołu jest skupienie się na eterycznych, cichych brzmieniach,
swoisty rodzaj ekologii dźwiękowej. Ekspozycja tej idei nastąpiła już w
pierwszym utworze
night leaves brething
poświęconym dźwiękom pogrążonego we śnie domu. Szmerowe brzmienia na granicy
słyszalności łączą się z dźwiękami konkretnymi w partii elektroniki i w
zadziwiający sposób zlewają z odgłosami dobiegającymi z publiczności. Iluzja
jest tak silna, że gdy z głośników słychać w końcu delikatne pochrapywanie,
zaczynamy się zastanawiać, czy to nie zdrzemnął się czasem któryś ze słuchaczy.
Nawet jeśli tak było, to nie powinien go obudzić równie cichy
Zanim
na puzon i elektronikę Macieja Jabłońskiego, pełen delikatnych wąskozakresowych
glissand. Szkoda tylko stereotypowej elektroniki, która po części wykorzystywała
materiał z partii puzonu, a częściowo posługiwała typowymi brzmieniami
kojarzącymi się z (proszę się nie śmiać!) łodzią podwodną w kosmosie. W ideę
ekologii dźwiękowej wpisywał się także
hand tinted
Johna Godfreya, lekko tylko podbarwione instrumentami nagrania terenowe z
dalekowschodniego targu, brzmiące jak – niespodzianka – podbarwiony
instrumentami soundscape.
In’ei Martina Iddona, operujące długimi dźwiękami, wyłaniającymi się i
krzyżującymi w kolejnych warstwach, wprowadzało już w charakter następnego
utworu. Dordán Jennifer Walshe stanowiło niby-reportaż o dwóch fikcyjnych,
awangardowych kompozytorach Irlandzkich. Jeden z nich był w latach 50.
prekursorem minimalizmu, tworząc muzykę opartą jedynie na burdonowych nutach z
tradycyjnej muzyki irlandzkiej. Drugi natomiast przeprowadzał eksperymenty z
taśmami magnetofonowymi, zakupując je pod ziemią. Stąd w warstwie muzycznej
dominowały drony oraz chropowata, jakby zniekształcona elektronika. Historię
ilustrowały nagrania archiwalne oraz wyświetlana w formie napisów narracja.
Jakby tego było mało, kompozytorka dodała elementy parateatralne: gesty rąk,
rzucające cień na ściany, sygnały dawane za pomocą małych flag Irlandii oraz
granie na papierowych gwizdkach. Przekaz gubił się w ilości poziomów „meta-”.
Ten – skądinąd znakomity – pomysł kompozytorski w moim odczuciu zadziałałby
lepiej, gdyby utwór konsekwentnie trzymał się reportażowej formuły przy jak
najbardziej absurdalnej treści.”
Stefański Krzysztof, Dwa i pół mgnienia
Poznańskiej Wiosny, 29 marca 2016,
Dźwięki w pustym domu
Koncert irlandzkiego zespołu Quiet Music Ensemble był najspokojniejszym
przystankiem podczas festiwalu. Główną ideą muzyków jest oderwanie się od chaosu
dźwięków współczesnego świata i zasłuchanie w ciszę. Większość prezentowanych
przez nich utworów była więc delikatna, czasem dosłownie na granicy słyszalności
i skłaniała do kontemplacji i dojrzałego, pogłębionego słuchania. Chyba
najbardziej do gustu przypadł mi utwór angielskiego kompozytora Davida Toopa "Night
leaves breathing", w którym muzyka miała oddawać dźwięki pustego domu. Po raz
pierwszy nie przeszkadzało mi wiercenie się osób na widowni - skrzypienie
krzeseł świetnie wtopiło się w warstwę muzyczną utworu. Koncert ten był lekcją
subtelności i wrażliwości na dźwięk. Bliźniuk Aleksandra, Otwórz się na współczesność, 24 marca 2016,w |
|
|
|
| O Fundacji | Statut | Aktualności | Kalendarium imprez | Linki irlandzkie | Fundacja poleca | Kontakt | | English version |